Przejdź do treści

Szkoła

„Osoba kobieca w ubraniach z działu „męskiego” rzadziej wywoła jakąś reakcję niż osoba męska w ubraniach z działu „damskiego”. Ta druga nie dość, że zwróci uwagę, to jeszcze czasem doświadczy z tego powodu przemocy.

Z Tosią z @WDŻdlazaawansowanych, psycholożką szkolną, nauczycielką przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie oraz edukatorką seksualną rozmawia Ane Piżl.

Ubiór, płeć i szkoła

AP – Wielokrotnie słyszę o tym, że regulaminy w szkołach narzucają inne normy ubioru uczniom, a inne uczennicom. Tymczasem jeśli chłopcu wolno przyjść w koszulce bez rękawków albo w spodenkach do połowy uda, to dokładnie takie samo ubranie, wolno założyć dziewczynce. Podobnie zresztą jeśli dziewczynce wolno przyjść w sukience, ma do tego prawo również każdy chłopiec, który tak chciałby wyrażać swoją ekspresję. Pracujesz w szkole, jesteś edukatorką w zakresie seksualności – powiedz jak w rzeczywistości wygląda temat zależności ubioru od płci na szkolnych korytarzach i w regulaminach.

T – Nie znam danych czy statystyk – szczerze mówiąc, nie wiem, czy w ogóle istnieją w tym temacie. Ale z internetowych i realnych rozmów wynika według mnie, że w szkołach, w których ubiór i wygląd są nadzorowane i oceniane (nie są to na szczęście wszystkie placówki), regulaminy są bardziej szczegółowe wobec dziewczynek. W kilku, które czytałam, była pewna wspólna pula zasad dla wszystkich, plus dodatkowe wymagania dla dziewczyn dotyczące makijażu, biżuterii, długości spódnic czy dekoltów. Choć zauważyłam jeden wyjątek – dziewczynkom czasem pozwala się na spódnice czy sukienki do połowy uda, a chłopcy muszą nosić spodnie przynajmniej do kolan. No i jeszcze taka różnica, że w opisach stroju galowego dziewczynki mają często wybór: spódnica czy spodnie, a chłopcy nie. Czasem regulaminy napisane są bez podziału na płeć, ale i tak widać z nich, kto częściej będzie miał z jego powodu kłopoty. 

Dużym problemem jest też niejednoznaczność zapisów. Jaki to jest „przyzwoity” strój? To też jest kryterium, które według mnie będzie częściej stosowane wobec dziewczynek niż chłopców.

Ale z jednej strony mamy formalne zasady, a z drugiej – nauczycieli_ki i ich osobiste oczekiwania, którymi kierują się, komentując ubiór i wygląd osób uczących się. Tutaj też dużo więcej słychać o sprawach dziewczyn i bywa niestety, że dotyczą one poniżania i obrażania ich przez osoby z grona pedagogicznego. 

Mając doświadczenie w pracy z rozwojem seksualności i tożsamości płciowej u dzieci i młodzieży, jakie widzisz zagrożenia, związane z tym, że już w szkole osoba dowiaduje się, że “żeńskie” ciało kusi, więc trzeba je zasłaniać, a “męskie” jest neutralne. I co w ogóle wynika dla młodej osoby z takiego binarnego spojrzenia na siebie i otoczenie.

Najczęstszym argumentem za różnymi zakazami jest to, że „dziewczynki rozpraszają chłopców”. I wbrew pozorom to krzywdzi wszystkich. Z jednej strony jest to okropne uprzedmiotowienie dziewczynek, ale z drugiej strony jest to też traktowanie chłopaków jak bezwolnych marionetek podporządkowanych jakimś dzikim instynktom czy żądzom. 

Ten argument jest też elementem tzw. kultury gwałtu, ponieważ bywa wykorzystywany do obwiniania osób doświadczających przemocy. Uczymy się go bardzo często w szkole. Owszem, pewnych naszych reakcji, emocji czy też myśli nie jesteśmy w stanie kontrolować, ale nasze zachowania czy wypowiedzi już tak.

Nauczycielskie reakcje na „nieodpowiedni” wygląd czy ubiór bywają także uprzedmiotowieniem i seksualizacją. Jest to bardzo szkodliwe dla rozwoju młodych osób i to jeszcze w czasie, który jest dla nich tak wrażliwy jeśli chodzi o relację ze swoim ciałem i szukanie swojej tożsamości. Naprawdę fajnie byłoby, żeby szkoły się do tego nie dokładały, a przecież mają wiele możliwości, żeby wręcz pomagać sobie z tym radzić i temu przeciwdziałać.

Która płeć jest twoim zdaniem na gorszej pozycji w kwestii wymagań co do ubioru?

Mam wrażenie, że regulaminy częściej w większym stopniu ograniczają dziewczynki, ale kultura – chłopców. Zakres ubrań, kolorów czy dodatków, które na polskich ulicach nie zwrócą uwagi na dziewczynie jest dużo większy niż tych, które nie zwrócą uwagi na chłopaku. A raczej powinnam powiedzieć: na osobie postrzeganej jako dziewczyna lub chłopak. Osoba kobieca idąca w ubraniach z działu „męskiego” rzadziej wywoła jakąś reakcję niż osoba męska w ubraniach z działu „damskiego”. Ta druga nie dość, że zwróci uwagę, to jeszcze czasem doświadczy z tego powodu przemocy. 

Opresyjność w zakresie uwikłania w wygląd, uderza we wszystkich. Upominając się o równość w zakresie ubioru, upominam się nie tylko o dziewczynki, ale też o chłopców i o osoby niebinarne. O wszystkich niezależnie od płci, bo na tym uwikłaniu i presji wyglądu, wszyscy tracą. Jak o tym myślisz, patrząc na szkolne korytarze?

Mam takie wrażenie, że są szkoły, które wysyłają młodym ludziom bardzo sprzeczne sygnały. Z jednej strony uczymy się, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, „nie oceniaj książki po okładce”, „liczy się wnętrze” itd., a potem okazuje się, że szkoła bardziej ściga i piętnuje za nie taką bluzkę niż za przemoc na korytarzach. Czasem gdy młodzi ludzie chcą mieć jakąś dodatkową wycieczkę albo zrobić coś nie do końca według szkolnego programu, dowiadują się, że „szkoła jest do tego, żeby się uczyć”. A potem się okazuje, że kolejna godzina wychowawcza jest o tym, jak kto wygląda. 

Zapadła mi w pamięć wypowiedź Aliny Czyżewskiej z artykułu dla portalu ngo.pl z listopada 2019 roku: „To naprawdę nie jest wasza sprawa, nauczyciele i nauczycielki. Macie przyglądać się rozwojowi uczniów – nie tropić, czy pod rękawem są tatuaże, tylko mieć uważność i mądrość, kiedy spod rękawa wystają blizny od samookaleczania. Albo sińce od przemocy w domu. To powinno zwracać waszą troskliwą uwagę. Nie pofarbowane włosy.”

Zajmując się wyglądem, nie mamy czasu na inne, dużo ważniejsze sprawy. Nie pokazujemy młodym, co jest ważne. I nie dość, że dajemy taki przekaz, że wygląd jest aż tak istotny, to jeszcze dodajemy do tego to, że inni ludzie mają prawo oceniać i komentować nasz wygląd, a często niestety także poniżać nas i obrażać ze względu na niego. To nie jest postawa, którą byłoby warto modelować w szkole.

Marzy mi się, żeby chociaż w szkołach młodzi ludzie wiedzieli, że mogą wyglądać tak, jak czują się dobrze (a co spełnia jakieś takie podstawowe wymogi dotyczące ubioru w miejscach publicznych). 

Kto decyduje o tych regulaminach, normach, oczekiwaniach? Czy to odgórne pomysły ministerstwa, oczekiwania rodziców (np. w szkołach społecznych) czy indywidualne zarządzenia dyrekcji?

Prawo Oświatowe (art. 99 punkt 3) wspomina tylko o obowiązkach w zakresie „przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju”. Czyli szkoła może wprowadzić mundurki, może określić zasady ubioru (co też nie oznacza, że każde dowolne), ale nie ma tam nic o prawie do regulowania kwestii wyglądu. 

Projekt statutu jest tworzony przez radę pedagogiczną (art. 72), a zatwierdzany jest przez radę szkoły (art. 80). Rada szkoły jest tzw. społecznym organem, który składa się z minimum sześciu osób i w równej ilości są to przedstawiciele nauczycieli_ek, rodziców i uczniów_ennic (art. 81). Ma spore możliwości wpływania na działalność szkoły, ale… Nieliczne szkoły posiadają taki organ. A jeśli go nie ma, to jej obowiązki przejmuje rada pedagogiczna, czyli dyrekcja i nauczyciele_ki (art. 82, p. 2). Z tego wynika, że jeśli chcemy działać na rzecz jakiejś konkretnej placówki, to warto doprowadzić do tego, żeby rada rodziców złożyła wniosek do dyrekcji o utworzenie rady szkoły.

Jeśli chodzi o odgórne wpływy, to według mojej wiedzy mogą mieć one miejsce jedynie w przypadku, gdy statut nie jest zgodny z prawem. Wtedy kurator oświaty może uchylić go albo w całości, albo jego niektóre postanowienia (art. 114). 

Jestem jeszcze ciekawa, jak bardzo szczegółowo szkolne regulaminy określają te „zasady ubioru” i co w szkole ma pierwszeństwo – zapisy w regulaminie, czy indywidualne opinie kadry nauczycielskiej?

Sytuacja wygląda bardzo różnie w różnych placówkach. Jest sporo szkół, w których te zapisy są mocno rozbudowane i wygląd osób uczących się jest uznawany za ważny, jest komentowany, brany pod uwagę przy ocenie z zachowania albo wręcz wymyślane są całe procedury, polegające np. na tym, że osoba, która ubrała się nieodpowiednio, musi założyć na siebie np. jakąś wielką, przygotowaną specjalnie w tym celu koszulkę. Swoją drogą, w gimnazjum, do którego sama chodziłam – państwowego, wysoko w rankingach – też była plotka o istnieniu takiej koszulki. Nie pamiętam teraz, czy kogokolwiek w niej kiedyś widziałam, ale słyszałam o takich pomysłach również obecnie. 

To, że w danej szkole nie ma szczegółowych przepisów na temat wyglądu, zazwyczaj nie oznacza, że nikt nie zwróci w nich uwagi na strój, który powszechnie uznalibyśmy za niestosowny w szkole. Naprawdę najczęściej da się po prostu zwyczajnie rozmawiać z młodzieżą na temat tego, co według nich wypada, a co nie wypada w różnych miejscach i nawet łatwiej się to robi, gdy nie straszymy rozmówców_czyń odejmowaniem jakichś punktów, tylko gdy słuchamy ich zdania. 

Zwolennicy regulaminów zawsze podają argument o tym, że w szkole „uczymy się funkcjonowania w społeczeństwie”. Niech będzie. Ale dodając do tego wiedzę na temat specyfiki okresu dojrzewania, to naprawdę ta nauka będzie dużo skuteczniejsza właśnie wtedy, gdy odbędzie się podczas dyskusji, a nie gdy pogrozimy palcem. Swoją drogą ten cel, żeby „uczyć funkcjonowania w społeczeństwie” wcale nie jest jedynym możliwym. Ja bym wolała uczyć młodych ludzi TWORZENIA społeczeństwa, które daje możliwość rozwoju wszystkim, a jednocześnie sprawnie współdziała.

A dodatkowo społeczeństwo, w którym funkcjonujemy i tak cały czas się zmienia.

Dokładnie, większość nauczycielskich argumentów w stylu: „bo w pracy będziesz musiał_a odpowiednio wyglądać” jest już nieaktualna, a sztywne dresscode’y obowiązują w niewielu branżach. Nawet jeśli ktoś planuje w takiej pracować, nie widzę powodu, dla którego musiałby_aby ubierać się zgodnie z tymi zasadami na wiele lat wcześniej. Tak samo jak nikt nie oczekuje od stewardessy, że po domu też będzie chodzić na wysokim obcasie (a nawet w tej branży sporo ostatnio drgnęło jeśli chodzi o sztywność zasad ubioru).

Jaką zmianę obserwujesz w szkole? Zwiększa się i wyzwala świadomość uczniów i uczennic, a postrzeganie ciała się neutralizuje, czy może właśnie zacieśnia się kontrola nad ciałem?

Mam wrażenie, że na razie w największym stopniu zmienia się świadomość. Mam na myśli zarówno świadomość praw ucznia (nieoceniony wpływ ma na to działalność Stowarzyszenia Umarłych Statutów), ale także świadomość szkodliwości niektórych przekazów – czy to nauczycielskich, czy ogólnie kulturowych (nauczyciele_ki też przecież nie biorą ich znikąd). Wiążę to z popularnością ruchów feministycznych czy także edukacji seksualnej w internecie. Młodzi ludzie coraz częściej zauważają elementy patriarchatu, seksizmu czy seksualizacji w swoim otoczeniu. Z mojej perspektywy częściej też na to reagują, a rodzice coraz częściej są po stronie swoich dzieci. No i żeby oddać sprawiedliwość – środowisko nauczycielskie też się zmienia, coraz więcej osób dyskutuje o zmianach w szkołach, także w ramach obowiązującego systemu. Bo stosując się do tych samych, bardzo nieidealnych przepisów, można tworzyć zupełnie różne szkoły, także inkluzywne i wspierające.

Nie widzę niestety jeszcze jakiejś dużej zmiany jeśli chodzi o to, co nazywasz „neutralizacją ciała”. Dorastanie to często trudny moment jeśli chodzi o relację z ciałem, bo ono się po prostu zmienia i na dodatek jego odbiór przez otoczenie też się mocno zmienia. Kultura masowa tego nie ułatwia, bo ona przecież kładzie ogromny nacisk na ocenianie i seksualizowanie ciała. Reklamy chcą nas zawstydzić i wmówić nam, że coś z nami jest nie tak, żeby potem sprzedać nam coś, co nas „naprawi”. Jedne z najbardziej kontrowersyjnych tematów w internecie to wciąż karmienie piersią czy gołe maluchy na plażach, a w moich różnych działaniach z rodzicami najwięcej pytań jest o nagość w domu. To wszystko budzi obawy czy pytania m.in. właśnie dlatego, że nie potrafimy widzieć ciała neutralnie. Ale to też się powoli zmienia. Polecę jeszcze na koniec książkę „Obsesja piękna”, a jeśli chcecie pogadać z dziećmi „podstawówkowymi” na ten temat, to wsparciem może być książka z ćwiczeniami pt. „Moje ciało jest okej!”. I mam nadzieję, że Twój projekt dołoży swoją cegiełkę do oswajania naszej ludzkiej cielesności. 

Niech tak się stanie! Dziękuję Ci za rozmowę.